Rozmowa z Pamelą Omiotek, doktorantką w Szkole Doktorskiej Nauk Społecznych i Humanistycznych z dziedziny zarządzania i jakości oraz analitykiem pracującym w Gdańskiej Stoczni Remontowej.
Bartłomiej Rosenkiewicz, Progress: Skończyła Pani trzy kierunki studiów: bezpieczeństwo narodowe, studia wschodnie oraz zarządzanie. Skąd się wziął u Pani taki głód wiedzy?
Pamela Omiotek: Myślę, że w pewien sposób chciałam być jak mój dziadek – osoba niesamowicie oczytana, która wiedziała dosłownie wszystko, a jeśli nawet czegoś nie wiedziała, umiała szybko znaleźć właściwą odpowiedź. Co więcej, lubiłam się uczyć, nauka nie sprawiała mi trudności. Oczywiście byłam również niezdecydowana: nie wiedziałam, co chcę studiować, gdzie widzę siebie w przyszłości. Na bezpieczeństwo narodowe poszłam zainteresowana służbą graniczną i chęcią pracowania w jej szeregach na lotnisku. Nie mogłam jednak zapomnieć o mojej ukochanej Azji i marzeniu, by zostać poliglotą; studia wschodnie dały mi możliwość studiowania zarówno kultury, historii, stosunków międzynarodowych, jak i języków wschodnich: rosyjskiego i chińskiego. Zarządzanie to poniekąd kontynuacja studiów wschodnich, których niestety nie ma na II stopniu – tam też mieliśmy zajęcia z zakresu zarządzania projektami czy z podstaw ekonomii. Postawiłam też na wszechstronność – chciałam pokazać, że mam rozległą wiedzę. Na jednych zajęciach na zarządzaniu poznałam koncepcję szczupłego zarządzania – Lean Management – która wywodzi się, jak wiadomo, z Azji. Koncepcja ta tak mnie zafascynowała, że zaczęłam o niej więcej czytać, zapisałam się na kolejne wykłady, aby jeszcze więcej się o niej dowiedzieć, a nawet rozpoczęłam pracę jako ambasadorka szkoleń o tej tematyce adresowanych do studentów. Praca ta pozwoliła mi uczestniczyć w procesie tworzenia szkoleń, które wykorzystywałam do dalszej nauki o Lean Management. W trakcie niespełna 2 lat zdobyłam certyfikat lidera Lean Manufacturing, rozwiązywania problemów, transformacji Lean, VSM i innych. Jestem też w trakcie uzyskiwania poziomu Green Belt w Six Sigmie.
Wiedziałam, że chciałabym spróbować swoich sił w szkole doktorskiej, ale nie byłam pewna, czy wolę dalej zgłębiać swoją wiedzę na temat stosunków międzynarodowych i Azji, czy też w zakresie Lean Management. Postawiłam na to drugie – i tak oto znalazłam się w szkole doktorskiej w dyscyplinie zarządzania i jakości, gdzie dalej poznaję tzw. szczupłą kulturę i przygotowuję rozprawę na temat procesów kreowania kultur organizacyjnych w przedsiębiorstwach stosujących Lean Management w Polsce.
B.R.: Skąd się wzięło u Pani zainteresowanie Azją?
P.O.: Azja zainteresowała mnie już w gimnazjum – na początku poznałam azjatycką muzykę. Zainteresowana koreańskimi artystami, zaczęłam oglądać programy rozrywkowe, z których dowiadywałam się więcej o kulturze i historii Korei Południowej. W taki właśnie sposób Azja wkroczyła do mojego serca. Fascynowało mnie to tak bardzo, że chciałam wiedzieć coraz więcej. Zaczarowane Azją są również moje przyjaciółki (jedna woli Japonię, inna – Chiny), z którymi wzajemnie dzielimy się wiedzą o tym regionie. Zaczęłam się także uczyć języka koreańskiego, ale okazał się on dla mnie dość trudny. W koreańskim jest wiele zapożyczeń z języka chińskiego, więc pomyślałam, że warto nauczyć się właśnie tego języka. Rosją z kolei zainteresowałam się na studiach. O Azji nauczyłam się także wiele ze swoich podróży na ten kontynent – są one inspiracją do moich badań i publikacji naukowych.
B.R.: Jaki wpływ na kształtowanie polityki zagranicznej Chińskiej Republiki Ludowej ma kultura chińska?
P.O.: W zależności od tego, z jakim krajem współpracują Chiny, ich polityka zagraniczna w zakresie kultury opiera się na perswazji lub presji. Perswazja najlepiej uwidacznia się w tworzeniu Instytutów Konfucjusza. Tylko do 2020 r. powstało ok. 1 tys. takich placówek promocji kultury i języka chińskiego – pierwszy założono w 2004 r. w Korei Południowej, a 2 lata później otwarto pierwszy Instytut Konfucjusza w Krakowie. Ciekawostką jest to, że na kontynencie afrykańskim istnieją 54 takie placówki – najwięcej w RPA. Jako przykład perswazji można też wymienić stosunki z Rosją polegające na organizowaniu wzajemnych imprez, takich jak Dni Kultury Rosyjskiej czy Dni Kultury Chińskiej. Perswazję można też zauważyć w relacjach chińsko-tajwańskich, które – choć ogólnie budzą kontrowersje – na szczeblu kultury rozwijają się poprawnie: państwa współpracują ze sobą przez organizowanie wspólnych wystaw w muzeach. Z kolei w stosunkach z Polską można wskazać promocję Opery Pekińskiej, a także wspieranie tłumaczeń rodzimych dzieł na język polski i coraz większe zainteresowanie Polaków językiem chińskim (którego coraz chętniej chcą się uczyć młodzi ludzie).
Presja – widoczna np. w relacjach ze Stanami Zjednoczonymi czy Japonią – ma raczej charakter defensywny, tzn. ma chronić chiński system i ukazywać go w jak najlepszym świecie. W wypadku Japonii chodzi tu o posługiwanie się kartą historyczną, która stwarza ogromne problemy w zakresie kształtowania relacji na innych płaszczyznach polityki zagranicznej.
Różnorodność realizacji działań z zakresu polityki zagranicznej, wykorzystywanie presji i perswazji w relacjach w obszarze ideologiczno-kulturowym, z pewnością dowodzi tego, że Chiny są bardzo ważnym graczem na scenie międzynarodowej. Działają skutecznie, produktywnie budują swój wizerunek na świecie; także ich rodzima nazwa 中国 (zhōng guŏ – Państwo Środka) ukazuje, jak widzą siebie i jak chcą być postrzegane.
B.R.: Czy Chiny są już światowym mocarstwem numer 1?
P.O.: W mojej branży, czyli stoczniowej, na pewno. Jeżeli spojrzy się na najnowszy ranking stoczni na świecie przygotowany przez Clarksons Research, z „top 20” tylko 4 stocznie nie są zlokalizowane w Chinach.
Myślę, że również w innych aspektach Chiny mogą być uważane za światowe mocarstwo numer 1. Warto zwrócić uwagę na tempo wzrostu PKB w Chinach – wynosi ono ok. 6% rocznie, podczas gdy amerykańskie PKB rośnie rocznie tylko o ok. 2%. Pokazuje to, że – chociaż obydwie największe gospodarki się rozwijają – tempo wzrostu jest wyższe w Chinach.
Chiny starają się też dominować na świecie, pokazując wyższość swojej kultury nad innymi. Pomagają im w tym wspomniane już wcześniej Instytuty Konfucjusza.
B.R.: Jak bardzo kultura koreańska różni się od kultury europejskiej?
P.O.: Tu odsyłam do mojego artykułu na ten temat. W sferze prywatnej można zauważyć pewną mieszankę ich tradycyjnej kultury oraz kultury zachodniej. Choć Koreańczycy próbują ubierać się zgodnie z zachodnimi kanonami, np. wybierają fast food zamiast kimchi, to w niektórych aspektach nadal przejawia się tradycja. Kultura koreańska kładzie nacisk na pracowitość, skromność i stoicyzm oraz utrzymanie honoru rodziny. To właśnie rodzina jest dla Koreańczyków najważniejsza; co więcej, nawet cały swój naród traktują oni jako jedną wielką rodzinę. Takie połączenie tradycji z nowoczesnością nie zawsze idzie ze sobą w parze; czasem mieszkańcy Korei nie potrafią sobie z tym poradzić, co staje się jedną z przyczyn popełniania przez nich samobójstw.
Warto też zauważyć, że mentalność społeczeństw wschodnioazjatyckich opiera się na poczuciu wstydu, tzn. moralność traktuje się w nich jako przekonanie zewnętrzne – Koreańczyk większą wagę przywiązuje do tego, jak widzi go ktoś inny, niż do tego, jak postrzega on sam siebie. Koreańczycy rezygnują z pomocy psychologa, ponieważ otoczenie nie akceptuje tego, że ktoś nie potrafi sobie sam poradzić ze swoimi problemami. Nie chcą też być ciężarem dla rodziny, a nawet dla społeczeństwa, czego przykładem może być samobójstwo byłego prezydenta Korei Południowej Roo Moo-Hyuna. Przerażająca statystyka pokazuje, że blisko 30% samobójców z Korei to osoby powyżej 65. roku życia, które w większości przypadków chciały ułatwić sytuację swoim rodzinom – system koreański nie zapewnia bowiem wielu seniorom odpowiedniej opieki socjalnej.
Samobójstwa popełniają też młodzi Koreańczycy, którzy nie mogą znieść presji, jaka na nich ciąży. Edukacja w Korei jest zaprojektowana tak, że uczniowie chcący studiować na najlepszym uniwersytecie są narażeni na ogromną rywalizację; warto też dodać, że to dyplom dobrej szkoły determinuje przyszły sukces w społeczeństwie. Powoduje to, że już dwulatek jest zapisywany przez rodziców na dodatkowe zajęcia z języka angielskiego czy muzyki, a dzieci uczą się w dwóch szkołach: dziennej (państwowej) oraz prywatnej, w której powtarzają materiał i przygotowują się do egzaminów. Według wskaźnika OECD dotyczącego szczęścia dzieci i uczniów Korea Południowa zajmuje pod tym względem ostatnie miejsce.
Na koniec chciałabym jeszcze wspomnieć o roli religii w Korei. W buddyzmie, który wyznaje ok. 12 mln Koreańczyków, samobójstwo jest postrzegane jako akt wynikający z miłości własnej. W niektórych przypadkach do popełnienia samobójstwa może doprowadzić wiara wyznawców w reinkarnację. Człowiek, który żył godnie, ale którego dopadła choroba, boi się, że jeżeli się ona rozwinie, jego odrodzenie będzie złe. Z kolei w konfucjanizmie (0,5 mln wyznawców) samobójstwo jest ochroną własnej godności i cnoty.
B.R.: Jaką rolę odgrywa Rosja w relacjach między Unią Europejską a Chinami?
P.O.: Najpierw zacznę od relacji Rosja – Chiny. Państwa te są wobec siebie bez wątpienia ostrożne, Chińczycy uważają bowiem, że Rosja zatraciła „azjatycki zmysł” i myśli tylko kategoriami europejskimi, z kolei Rosja zarzuca Chinom marginalizowanie ich pozycji. Mimo wszystko co roku organizuje się w tych krajach dni Rosji i Chin, które mają promować ich kulturę. Warto też wspomnieć o kolei transsyberyjskiej, a dokładnie o linii mongolskiej, która prowadzi do Pekinu.
Wykorzystanie linii kolejowej prowadzącej przez Rosję jest kluczowe dla relacji Unia Europejska – Chiny, ponieważ Kraj Środka chciałby połączyć się z Europą. Dlatego właśnie w 2013 r. Xi Jinping wyszedł z inicjatywą utworzenia „Nowego Jedwabnego Szlaku”, którego zadaniem byłoby połączenie Chin z krajami Unii Europejskiej.
B.R.: Jak wspomina Pani 3-miesięczne stypendium na National Cheng Kung University na Tajwanie? Co wyniosła Pani z tego stażu?
P.O.: Swoje stypendium wspominam jako najciekawszą przygodę, jaka mi się przydarzyła. Nie pojechałam do stolicy, ale na południe kraju – do miasta Tainan. Tainan jest niezwykle konserwatywny, jeżeli chodzi o porozumiewanie się w innym języku niż chiński, dlatego wyjazd ten był dla mnie przede wszystkim ćwiczeniem komunikowania się. Pojechałam tam sama, nikogo tam nie znałam. W swojej klasie byłam jedyną osobą z Europy, reszta pochodziła z Japonii, Filipin i Wietnamu. Dla osoby, która jest raczej introwertykiem, było to więc ogromne wyzwanie. Jednak właśnie dzięki temu, że możliwość porozumiewania się przeze mnie w języku polskim była ograniczona do minimum, na pewno poprawiłam swoje zdolności językowe.
Na Tajwanie przeżyłam – w różnym znaczeniu tego słowa – kilka żywiołów. Jednym z nich było trzęsienie ziemi. Za pierwszym razem siedziałam w swoim pokoju w akademiku i trzęsienie było na tyle silne, że wiele rzeczy z biurka spadło na ziemię. Przestraszyłam się, uciekłam na korytarz, ale nikt nie wyszedł. Potem dowiedziałam się, że na Tajwanie jest to po prostu norma. Przyzwyczaiłam się. Raz do trzęsienia ziemi doszło w trakcie zajęć. Nauczycielka przestała mówić, ale gdy wokół wszystko się uspokoiło, jak gdyby nigdy nic po prostu wróciła do prowadzenia zajęć. Innym żywiołem, z którym zetknęłam się w trakcie stypendium, był tajfun. W niektórych miejscach wody było po pas! Któregoś dnia otrzymaliśmy nawet rządowy nakaz zamknięcia szkół i większości sklepów. Nie mogliśmy wychodzić z domu z uwagi na panujące zagrożenie.
Poza zajęciami językowymi uczestniczyłam w kursie malarstwa tradycyjnego i kaligrafii. Uczelnia organizowała również wycieczki, dzięki którym zwiedziłam m.in. tradycyjną fabrykę kadzidełek. Odwiedziłam też inne ciekawe miejsca na Tajwanie: międzynarodowy zakon buddyzmu humanistycznego z największym posągiem Buddy, jezioro Lotosa z dwoma charakterystycznymi pagodami, do których wejścia miały kształt tygrysa i smoka, czy też Tajpej 101 – jeden z największych budynków na świecie, wart uwagi ze względu na swoją budowę (w środku jest ogromna „kula”, która stabilizuje budynek w trakcie trzęsień ziemi). Interesującym miejscem był też Lugang, gdzie znajdują się piękne świątynie i jedna z najwęższych ulic na świecie i gdzie można zjeść kruszony lód z migdałami – jeden z najpyszniejszych i zarazem najbardziej nietypowych deserów, jakich próbowałam.
Podróż na Tajwan była dla mnie również doświadczeniem kulinarnym – to tam mogłam spróbować mięsa z rekina, świeżych owoców, takich jak mango, guawa czy kokos, makaronów i hotpotów, które były popularne zwłaszcza w stolicy. Tainan słynął z ryb i owoców morza; raz moja współlokatorka przyniosła mi zupę z krabów i taro – słodkich, fioletowych ziemniaków. Jednym z moich zwyczajów podróżniczych jest też wizyta w McDonaldzie – na Tajwanie królował shrimp burger, a więc burger krewetkowy. Chciałam też sprawdzić, jakie wyobrażenie o kuchni zachodniej mają Tajwańczycy – i udało mi się znaleźć włoską restaurację. No cóż, nie było to najlepsze spaghetti w moim życiu.
B.R.: Jest Pani doktorantką, a jednocześnie pracuje jako analityk w Gdańskiej Stoczni Remontowej. Czy planuje Pani karierę w nauce, czy raczej w biznesie?
P.O.: Chciałabym spróbować jednego i drugiego. Z jednej strony biznes jest dynamiczny, ciągle się zmienia i dostosowuje do zmieniających realiów – a do tego potrzebuje nauki. Z drugiej – zarządzanie jako nauka nie może istnieć bez kontaktu z biznesem i nie wyobrażam sobie, że miałabym pisać o wdrażaniu czy usprawnieniu narzędzi i technik Lean Management, nie mając o tym pojęcia z praktyki (nie wspominając o nauczaniu studentów, którzy właśnie przede wszystkim oczekują wiedzy praktycznej – teorię bowiem mogą studiować sami z książek lub z internetu). Moim marzeniem jest więc połączyć biznes i naukę, ponieważ wierzę, że tylko dzięki temu mogę na obu tych płaszczyznach przysłużyć się swoją wiedzą oraz osiągnąć najlepsze wyniki.