Czasopismo Progress

  • Strona główna
  • Czasopismo
    • Aktualności
    • Informacje
    • Wydane numery
      • Aktualny numer
        • 11 (2022)
      • Archiwum
        • 9-10 (2021)
        • 8 (2020)
        • 7 (2020)
        • 6 (2019)
        • 5 (2019)
        • 4 (2018)
        • 3 (2018)
        • 2 (2017)
        • 1 (2017)
    • Recenzenci
      • 2022
      • 2021
      • 2020
      • 2019
      • 2018
      • 2017
    • Rada Naukowa
      • 11 / 2022
      • 9-10 / 2021
      • 8 / 2020
      • 7 / 2020
      • 6 / 2019
      • 5 / 2019
      • 4 / 2018
      • 3 / 2018
      • 2 / 2017
      • 1 / 2017
  • Działalność naukowa
    • Artykuły naukowe
    • Artykuły popularnonaukowe
    • Historia UG
    • Sprawozdania z wydarzeń
    • Wywiady
    • Recenzje
    • Kobiety nauki
  • AKADEMIA MŁODYCH BADACZY
    • Czym jest Akademia Młodych Badaczy?
    • Terminy szkoleń
    • Prelegenci
  • DLA AUTORÓW
    • Wymogi edytorskie
    • Procedura recenzowania
  • Kontakt
| autor: Bartłomiej Rosenkiewicz |, Wywiady Progress

Islandia to nie tylko wulkany

Rozmowa z Emilianą Konopką, doktorantką historii sztuki na Wydziale Historycznym Uniwersytetu Gdańskiego

Bartłomiej Rosenkiewicz, Progress: Studiowała Pani skandynawistykę w Szkole Wyższej Psychologii Społecznej w Warszawie. Spośród wszystkich krajów skandynawskich szczególnie upodobała sobie Pani Islandię. Skąd ten wybór?

Emiliana Konopka: To wybór mało naukowy, sięgający jeszcze czasów szkolnych. Islandia fascynowała mnie ze względu na swoją odmienność – od muzyki po literaturę. Jeszcze studiując na historii sztuki, podjęłam decyzję, że zajmę się sztuką Północy. Nie prowadzono wówczas nauki języka islandzkiego na żadnych studiach skandynawistycznych, więc poszłam w trochę innym kierunku, ale miałam plan, żeby kiedyś naukowo zajmować się Islandią. Od takiego hobby i fascynacji krajem jako destynacją turystyczną doszło do zainteresowań badawczych – i do dzisiaj jest to główny temat, który mnie zajmuje.

B.R.: Na Islandię wyemigrowało sporo Polaków. Jest to ok. 5% wszystkich mieszkańców wyspy. Dlaczego Polacy tak ją polubili?

E.K.: Jest wiele powodów, np. względy ekonomiczne. Często jednak moje rozmowy z Polakami prowadzą do takich wniosków, że Islandia – choć odległa geograficzne – ma kulturowo wiele wspólnego z Polską. Może się to wydawać dziwne, ale wielu Polaków mieszkających od lat w Islandii twierdzi, że podejście Islandczyków i Polaków do życia jest podobne. Na tle innych nordyckich społeczeństw (w których czasami trudno się odnaleźć, bo są to społeczeństwa tzw. chłodne) Islandczycy uchodzą za bardziej zdystansowanych do siebie, mających poczucie humoru podobne do polskiego. To element, który zachęca Polaków do tego, żeby zostać w tym kraju. Wiele jest też osób, które emigrują ekonomicznie, ale zostają tam zachwycone niepowtarzalną islandzką przyrodą. Nie ma nigdzie na kontynencie takiej zieleni i takiego otwartego krajobrazu jak na Islandii. No i Polacy lubią wyzwania, są trochę uparci i mimo różnych przeciwności losu zostają tam, gdzie im dobrze.

B.R.: Muzyka islandzka ma swoich zagorzałych fanów na całym świecie. Czy słucha Pani Björk albo zespołu GusGus?

E.K.: Moja fascynacja Islandią zaczęła się od muzyki, ale nie od tych konkretnie artystów. Najpierw słuchałam Sigur Rós, później eksplorowanie tego obszaru szło w różnych kierunkach. Björk jak najbardziej lubię, GusGus to może mniej moje klimaty. Jest wielu islandzkich artystów – mniej lub bardziej znanych – którzy śpiewają także po angielsku, a ich muzyka oddaje klimat tego kraju. Takich zespołów chętnie słucham i do nich wracam. Zdecydowanie muzyka jest bardzo istotnym elementem mojego zainteresowania tym krajem.

B.R.: Islandia znana jest z muzyki i wybuchu wulkanu Eyjafjallajökull, który w 2010 r. sparaliżował ruch lotniczy w Europie. Z jakich innych rzeczy słynie ten kraj?

E.K.: Eyjafjallajökull wybuchł w 2010 r., więc nie jest to już najświeższe wydarzenie, ale zdecydowanie wtedy Europa przypomniała sobie o istnieniu Islandii. Wcześniej był problem z jej rozpoznawalnością, z możliwościami zdobywania informacji na jej temat (choć było kilka kamieni milowych – chociażby międzynarodowy sukces Björk). Kiedy należałam do Studenckiego Klubu Islandzkiego na Uniwersytecie Warszawskim, ludzie często przez pomyłkę mówili, że zajmujemy się kulturą… islamską. Na pewno Eyjafjallajökull pomógł rozpoznawalności kraju, ale też warto przypomnieć wielki sukces piłkarzy, którzy na Euro 2016 pokonali Anglię – wszyscy stwierdzili wówczas, że coś w Islandii musi być. Znane jest też kino islandzkie, np. film „Nói Albinói”, który okazał się ogromnym sukcesem. W Polsce dostępne też były tłumaczenia literatury jedynego islandzkiego noblisty – Halldóra Laxnessa. Potem przyszła fascynacja islandzkim krajobrazem w filmach; dzięki serialom, takim jak „Gra o tron”, wiele osób po raz pierwszy zobaczyło Islandię i chciało tam pojechać. W międzyczasie dochodziło też do wybuchu innych wulkanów. Jednocześnie Islandia bardzo dba o promocję kraju: prowadzi szereg internetowych kampanii skierowanych do młodych ludzi. Wszystko to sprawia, że Islandia jest jednym z najbardziej pożądanych krajów do odwiedzenia.

B.R.: Czy kultura islandzka ma dużo wspólnego z kulturą innych krajów skandynawskich? Czy wyróżnia się ona w jakiś sposób ze względu na swoją izolację geograficzną?

E.K.: I tak, i nie. Z jednej strony Islandia jest wyspą, więc wydawałoby się, że znajduje się na marginesie całego obszaru nordyckiego, ale z drugiej – to kraj będący centrum języka, literatury i kultury skandynawskiej. Gdyby nie sagi i manuskrypty islandzkie, Skandynawowie pewnie by tyle o sobie nie wiedzieli. Ponadto wyraźne są też wpływy amerykańskie. Od lat 50. ubiegłego wieku do 2006 r. na Islandii znajdowała się wojskowa baza USA, więc Islandczycy mieli bezpośredni dostęp do kultury amerykańskiej. Bardzo szybko ich własna kultura się zamerykanizowała; Skandynawowie byli dalej zachwyceni swoją przeszłością i kulturą, a Islandczycy znaleźli się bardziej pod wpływem Zachodu. Dzisiaj to podejście jest już bardziej jednolite, na co wpływają współpraca między krajami nordyckimi i przemieszczanie się Skandynawów. Islandczycy mają jednak nieco inne podejście do życia niż pozostałe społeczeństwa nordyckie, np. działają zgodnie z hasłem „þetta reddast” (jakoś to będzie).

B.R.: Proszę wymienić Pani ulubionych artystów islandzkich.

E.K.: Zawsze najbardziej interesowały mnie sztuki plastyczne. Zanim wgłębiłam się w malarstwo i rzeźbę, interesowali mnie muzycy, tacy jak Jónsi i Sigur Rós, oraz twórcy kinematografii – Baltasar Kormákur. To były dla mnie najważniejsze postacie w kulturze islandzkiej. Dzisiaj bardzo cenię artystów plastyków, głównie ze względu na to, że są mało znani, a jednak zasługują na zauważenie. Na tle innych artystów Europy wyróżnia się np. malarz Jóhannes Sveinsson Kjarval – jeden z niewielu, który został wyróżniany przez samych Islandczyków (nawet do tego stopnia, że jego podobizna znajduje się na islandzkich banknotach). Z artystów współczesnych wart wspomnienia byłby  Erró. Lista tych artystów jest długa i trudno mi wskazać wszystkich poszczególnych ulubionych artystów.

B.R.: Słyszałem o tym, że Islandczycy nie przepadają za swoimi braćmi Duńczykami. Czy to prawda? Z czego to wynika?

E.K.: Przypomina to trochę relację między nami – Polakami – a Rosjanami i Niemcami. Duńczycy to tacy starsi bracia Islandczyków, których kraj przez wieki należał do Danii i dopiero w 1918 r. odzyskał niepodległość, a w 1944 r. stał się republiką. Od czasów średniowiecza do XX w. Islandia była częścią Danii, więc jej rdzenni mieszkańcy mają powody, by nie lubić Duńczyków. Z drugiej strony Islandczycy sporo od Duńczyków uzyskali – np. zanim Rejkjavík rozwinął się do rozmiarów stolicy europejskiej, to Kopenhaga stanowiła dla Islandczyków jedyne centrum kulturowo-naukowe. Wcześniej Reykjavík był wioską. Gdyby nie Duńczycy, Islandczycy nie mieliby dostępu do cywilizacji na poziomie europejskim. Oczywiście oni sami podkreśliliby, że mieli swoje własne sagi i świetnie rozbudowaną literaturę – nie był to więc zacofany kraj. Być może Islandczycy mają Duńczykom za złe, że traktowali ich jak własną kolonię i trochę „z góry”. Dla Duńczyków Islandia była daleką wyspą, niekoniecznie bogatą w surowce, ale jednak ważną. Powodem niechęci do nich może być także duma Islandczyków. Trzeba jednak pamiętać, że gdyby nie Duńczycy, Islandczycy nie uzyskaliby niepodległości; rozpoczęcie procesu jej uzyskania zaczęło się bowiem w Kopenhadze. To rodzaj relacji „love-hate” – nie jest to nienawiść, ale zróżnicowana relacja. Wiadomo, że jakieś zatargi są, ale dziś Islandczycy jeżdżą np. na studia do Kopenhagi.

B.R.: Czy na Islandii dominującą „religią” jest ateizm?

Oficjalnie Islandia jest krajem luterańskim, w którym kościół odgrywa dosyć ważną rolę; w praktyce – jeśli Islandczycy należą do kościoła, to bardziej „na papierze”. Kościoły funkcjonują i zapełniają się – ale głównie imigrantami. W dalszym ciągu obchodzone są święta chrześcijańskie, takie jak Boże Narodzenie czy Wielkanoc. Islandczycy są takimi niepraktykującymi chrześcijanami. W Islandii jest też znaczna, w porównaniu z innymi krajami, liczba neopogan, a konkretnie wyznawców Ásatrú – wierzących w bogów nordyckich jeszcze z czasów wikingów. Ta grupa jest liczna, ale nieszczególnie znacząca. Neopoganie mają swoją wspólnotę, budują świątynię. Do tego dochodzą także wierzenia ludowe; tu dochodzimy do pytania: czy Islandczycy wierzą w elfy? Mamy tu do czynienia z mieszanką ludowej wiary w różne stwory, które wywodzą się również z mitologii. Ale czy Islandczycy są w pełni niewierzący – trudno powiedzieć. To bardziej skomplikowane.

B.R.: Czy to prawda, że prawie 100 procent mieszkańców stolicy kraju, Reykjavíku, zna język angielski? To fenomenalny wynik.

E.K.: Nie wiem, czy aż 100 procent, w każdym razie Islandia znajduje się w czołówce krajów, jeśli chodzi o znajomość angielskiego – ale to wciąż nie jest język numer 1. Ze względu na turystykę i fakt, że mieszka tu wielu emigrantów (nie tylko z Polski), angielski jest używany i być może w niektórych miejscach stanie się pierwszym językiem. Islandczycy znają go świetnie z powodu wspomnianego wcześniej funkcjonowania amerykańskiej bazy wojskowej (język angielski był cały czas obecny na wyspie), ponadto wychowali się na amerykańskich filmach i piosenkach. Generalnie dla wszystkich Skandynawów charakterystyczna jest łatwość nauki języka angielskiego, więc na pewno można się tam w nim bez problemu dogadać.

B.R.: Czy to prawda, że Islandczycy bardzo lubią alkohol i imprezowanie?          

E.K.: To też chyba się zmienia. W ubiegłym stuleciu funkcjonował stereotyp mieszkańca Reykjavíku, który co weekend imprezuje – utrwalony np. w filmie „101 Reykjavík”, gdzie młodzież na głównej ulicy Laugavegur zaczyna imprezę w piątek wieczorem, a kończy w poniedziałek rano. Jest to jednak obraz przerysowany. Dzisiaj na tej ulicy znajdują się głównie restauracje i sklepy dla turystów. Są też oczywiście kluby, w których leje się alkohol (tak jak w całej Skandynawii), z tym że tutaj mamy do czynienia z monopolami, sklepami państwowymi, które starają się reglamentować sprzedaż alkoholu, by ograniczyć jego spożycie. Ale to nie tak, że Islandczycy w ogóle nie piją czy nie biorą narkotyków. Niedawno spotkałam się z kolejnym stereotypem, jakoby młodzież w Islandii nie paliła papierosów. To również nieprawda. Generalnie Skandynawowie próbują walczyć z różnymi używkami, ale zazwyczaj jest to przegrana walka. Nie mogę stwierdzić, czy Islandczycy piją więcej od Finów, którzy są stereotypowo wiązani z alkoholem, ale na pewno lubią alkohol. Islandczycy mają nawet swoje Święto Piwa (w rocznicę zniesienia prohibicji) na początku marca. Najbardziej popularnym mocnym alkoholem jest ziołowo-anyżowa wódka zwana „czarną śmiercią”. Mocne alkohole są dostępne w sklepach tylko przez kilka godzin w ciągu dnia, co nie zmienia faktu, że w Islandii alkohol leje się strumieniami.

B.R.: Szwecja ma swój specjał kulinarny w postaci sfermentowanych śledzi (surströmming). Islandczycy nie są gorsi od Szwedów i mają swoją potrawę ze sfermentowanego rekina (hákarl). Czy próbowała jej Pani?

E.K.: Tak, próbowałam. I próbowałam też szwedzkiego surströmminga. Wydaje mi się, że oba dania nie są tak złe, jak się je opisuje. Przygotowując sfermentowanego rekina, zakopuje się jego mięso na dłuższy czas w ziemi. Największym jego problemem jest to, że pachnie nieprzyjemnie amoniakiem i w celu usunięcia tego zapachu suszy się rybę w specjalnych szopach. Sama obróbka mięsa wydaje się obrzydliwa, dlatego ludzie nie chcą go próbować. Hákarl spożywa się w małych kawałkach i z reguły do wódki. Je się też do tego słodkawe dropsy, które pomagają zamaskować zły smak. Obecnie danie to jest bardziej ciekawostką kulinarną niż faktyczną propozycją z głównego menu Islandczyków.

B.R.: Islandczycy znani są ze swojego zamiłowania do przyrody, a jednocześnie jako jedyni obok Norwegów i Japończyków komercyjnie poławiają i zabijają wieloryby. Jak to możliwe?

E.K.: Jesteśmy tu trochę jednostronni. Łatwo nam oceniać, bo uważamy Skandynawów za nację, która dba o naturę. W wypadku polowań na wieloryby dochodzi jeszcze do tego tradycja. Islandczycy, Norwegowie i Farerowie stosunkowo niedawno stali się na tyle bogaci, że mają swobodny dostęp do importowanej żywności. Jednak przez stulecia narody te były bezpośrednio uzależnione od połowów wielorybów. To bardzo kontrowersyjny temat i staram się nie oceniać tego zachowania. Mamy do czynienia z podobną sytuacją jak w przypadku maskonura. Ptak ten jest obecnie maskotką Islandii, ale jeszcze nie tak dawno był jedzony na masową skalę. W krajach północy jadło się wszystko, co dało się upolować – i to nadal część tradycji. Z drugiej strony komercyjność tego typu działań i powiązanie jej z atrakcyjnością turystyczną przemawia na niekorzyść Islandczyków. Polowania na wieloryby są mocno zakorzenione w kulturze islandzkiej i trudno z nimi racjonalnie walczyć; Islandczycy mają swoje powody, by to robić, i nie lubią, jak się ich poucza. To temat, który – by nie prowadzić do konfliktów – jest rzadko poruszany w rozmowach z Islandczykami.

Od redakcji: Do 2024 r. Islandia zamierza zlikwidować komercyjne wielorybnictwo.

B.R.: Prowadzi Pani stronę internetową poświęconą Islandii: utulethule.pl. Proszę opowiedzieć o tym projekcie.

E.K.: To strona poświęcona Islandii, którą prowadzę od kilku lat. Powstała ona przy okazji mojego pierwszego wyjazdu na Islandię w 2017 r. Projekt wiąże się z kulturą islandzką, ale nie tylko. Ze względu na moje badania związane z doktoratem piszę tam o całej sztuce Północy. Zapraszam również na związane z nią media społecznościowe (Instagram, Facebook, YouTube), a także do zapoznania się z najnowszym projektem: podcastem „Elfy i trolle. Podcast o Północy”, w którym razem z koleżankami opowiadamy mniej znane opowieści ludowe z Islandii, Norwegii i Wysp Owczych.

B.R.: Dziękuję za rozmowę.

________________________________________________________________

strona: https://utulethule.pl/
Instagram: https://www.instagram.com/utule_thule/
Facebook: https://www.facebook.com/utuleTHULE
YouTube: https://www.youtube.com/c/UtulęThulemówiosztucepółnocy
Podcast o Północy: https://anchor.fm/elfy-i-trolle

Tagi | Emiliana Konopka, Islandia, Progress, ug, wywiad
 2
Podziel się

You Might Also Like

| autor: Bartłomiej Rosenkiewicz |, Wywiady Progress

Nagroda PAGES dla dr Alicji Bonk

26 listopada 2020
| autor: Bartłomiej Rosenkiewicz |, Wywiady Progress

Z nanotechnologią za pan brat – rozmowa z Pawłem Mazierskim

16 marca 2021
| autor: Bartłomiej Rosenkiewicz |, Wywiady Progress

Sztuka kochania. Rozmowa z Barbarą Grabowską

7 kwietnia 2021
| autor: Bartłomiej Rosenkiewicz |, Wywiady Progress

Na pełnych żaglach – rozmowa z Tomaszem Swebockim

20 października 2020
Poprzedni wpis Kultura po godzinach
Następny wpis Zapraszamy na VI Kongres Polskiego Towarzystwa Komunikacji Społecznej

Social Media

Facebook

Wszelkie prawa zastrzeżone © 2017